Twórczość Literacka

 

Główna
Życiorys
Twórczość Plastyczna
Twórczość Literacka
Recenzje

 

Tomik p.t.: „i wszystko nadzieją podparte” ( kilkadziesiąt strof)

Pękanie nadziei

Dziobią twarz
bure kolory
Odciski na palcach
poszczą
- opadając jak płatki
z kwiatu marzenia 

Płynie
szerokie spojrzenie nieba
Z dłoni wdzięk wycieka
karmi piasek
- plama schnie jak obłok
odpływa

Kim jesteś?
znam cię tylko
z imienia

      xxx

Rumieńcem
spłonął liść
drzewa ubyło
- jesienna kąpiel
i stoi bose

Za radość
olśnienia
wiatr zimny zamroczył

 Wielkość
za wielkość
przebudzenia

      xxx

Wieczorem
gdy lampa księżyca
wzrok przedłuża
cichnę

pokora i rzewność
powietrze nasyca
i pytam się lustra

czemu mrok mnie tuli
a dzień odpycha

 

Słońce

 i znowu mnie kusisz
i jak psiak skomleć zaczynam

Tkaczu złocisty

promiennym ramieniem
krótki horyzont
świtem rozciągasz
świergotem ptaków
oczy rozwierasz

        xxx

jak ślepiec czekam
jak noworodek płaczę 

Nadziejo nam razem
będzie raźniej 

nie bądź tylko
suchym
drogowskazem

Nadziejo

         xxx

Jeśli jest droga do nieba
to z pewnością
jest na niej
kilka piekielnych zakrętów

         xxx

Ciężarem  powiek
niemej skargi kolec
kroplą dziękczynienia
rozmyłem

Za noc ubraną
jak panna weselna

Za dzień porwany
świadomością

 

Rysunek

karta papieru
kraina bezkresnej bieli

kreski
punkty

biel jest naga
milczy
parzy

barwię światłem
szukam cienia
i tylko pytać mogę

końca nie ma

         xxx

Spojrzenie bose
rysuje drogę
Serce jest nagie
i moje

Mam buty
i strach zmieszany z ochotą
tylko się upić

Nie mogę!
- pije się we dwoje

         xxx

Mistrz powiedział:
śmierć jest jak łza słońca
zgubiona na łące

- w sieci wzroku
nie złapiesz zapachu ptaka

 

 

Wiersze ze zbioru „toczy się jabłko po trawie”

        xxx

wtulam się w żal
tęsknotą jak kołdrą przykrywam
idę na spacer
po serca ogrodzie
tam małe kamyki
przekornej nadziei
znajduję

błysną, zgasną
znów błysną
płonące w nich gwiazdki

zaświecą mi w oczy
gdy oślepną

        xxx

ustroję mosty
ból
miłość
przykucnęły na krańcach
blokując przejście
ubiorę
jak łąki wiatr ubiera
corocznie

aby strach ostygł
na kamień

Recepta 

Gdy plecy wygina cięciwa rozterki
a myśli jak głodne ptaki
skrzeczą na jesiennym niebie
Przeskocz horyzont
lasem zamknięty
i rzekę
- jej złudnie drzwi otwarte

kroplą życia
drążyć
niemy kosmosu kamień

             xxx

odsolić
morską wodę
wygładzić
fal tęsknotę
mogę

ale jak
wyszczerbić wiatru tęsknotę

        xxx

pod koroną słońca
pachnie morze

jak dziewczyna samotnie stojąca
i jak radość dzieci
gdy ze śmiechem przed falą uciekają

pachnie morze
pod księżyca złocistym lampionem ...

i jak samotność żagla
wśród fal miliona
i jak gorycz starej kotwicy
na ląd rzuconej

Tak słono
pachnie mono

             xxx

spacer w pustym ogrodzie
świetliste kamyki nad głową
cisza jak dzik buszuje

puls uszy zatyka
myśl o myśl się potyka
język suchy
przeszkadza oddychać

turla się ziemia
turla
z nikąd do nikąd
okruchem jestem
ona też kruszyną wśród gwiazd bezliku
o co tu pytać

            xxx

cierniste słowa
jak zbyt późna kolacja
szyba 
brzękiem wyciekła
na parapet sfrunęły gołębie
po okruch chleba

           xxx

ćwierkały ptaki
świergot liście trącił
drzewa
grymas gorzkich myśli
pożłobił twarz przechodnia
wzrok jak ich soczystość

parkiem szedł samotny człowiek

        xxx

nocą
wszystkie koty są szare
grzbiety, nogi i tak dalej
oczy
też mają podobne
do stali
gdy spacerując między krzesłami
sznurówki z butów wyciągają

koty przesypiają dni całe
mrucząc jak samowary

 I nie tęsknią za wielkim światem

               xxx

 zrozumieć jesiennego wiatru tęsknoty
czy muszę
wygładzić morskich fal grzywiaste galopy
czy muszę
wiem jak słona
jest morska woda

jestem wszędzie
kryształki lśnią na zmierzwionych włosach
wiatr gra koncert
tęsknota
tańczyć zaczyna

            xxx

gubiąc się w przestrzeni
rodzimy samotność
rozczochrani
jak poświąteczne serpentyny
nieme
ponawiamy pytania

krok za krokiem
codzienne sklejania

           xxx

miewam sny
śni mi się przyjaciel

rankiem
gdy kur pieje
czekam na list od niego
poczta wśród gwiazd jest rozrzucona

           xxx

jestem ślepcem
idę wśród wrzawy

jestem niemy
wokół świateł pulsowanie

gdyby tak dłonie odwrócić
grzbietem do trawy
wilgotną kroplę słońca
objąć
i nie bać marzyć

         xxx

sennym wzrokiem
trzymam się krawędzi wielkie wody
niebo w welon obłoków przybrane
wokół mnie syczą trawy
przez wiatr czesane 

Być rybą czy może ptakiem
usypia mnie to pytanie

 

 

Wierszy garść z książki „fruwam między upadkami”

           xxx

wtedy
opadły
liście

raz pierwszy
oczy siniały 

szczytu sięgając
światłem biczowany
fruwam między upadkami

           xxx

przypnijcie mi skrzydła
odlecę
tropić ślad
mojej nadzieli

skarga ślizga
w kącikach oczu
zadyszana jak starzec
i dzień
długiej drogi

to jego poranek
torbę i kostur cichaczem podstawia

             xxx

zapach dniaciągniesz
niczym sieci rybak

uzbrojony w marzeń włócznię
z rdzą na tarczy zegara
po stopniach godzin
wpiętych w posrebrzone koło nadziei
taszczysz kamienne litry

by nimi rozbudować
metr ziemi
w grobie

               xxx

oddech
jeden

jeszcze
jeden

śmiech
do gorzkiej łzy

i ściana
jestem suchy sopel

              xxx

pierścień bieżni
tętent krwi
kropla wpełzła w kroplę
stopy zbyt mokre aby dziś kostnieć

nocy
gwiaździsta pochodnio
parzysz
samotnością
przekarmione dłonie

               xxx

jej płomień i kamień unosi
brzegu rwąc ciszę

przez szczeliny brzemię
iskrzą się korzenie

my choć razem
wciąż o krok
od siebie

 

         Meta

jest pierwszy
jest ostatni

obaj
płaczą

            xxx

ona kruszy
żywopłot chwastów
stłoczony

ona go przeskoczy 

szary wróbel
ćwierka 

wciąż głodny

           xxx

usta głodne
suchym szeptem wymęczone
skamienieją z czasem
jestem małą muszelką
dzisiaj
tylko puls

ślimak wypełzł

 

          Moja ziemia

w ciszy bezdechu
los gwiazdy odsypia 

tyle nadziei ile zwątpienia 

szklistą twarz księżyc nadyma
złote oczy słońce mruży 

jej łąki zielone
dwóch kościołów wieże
jedynie peronem
w mej podróży 

w nadziei po zwątpieniu

           xxx

liść
nić pajęcza
konik polny latawiec puszcza 

na wysokich starych drzewach
drętwieją z nudów mądre
sowy

             xxx

żuraw napiął kark
nad lasem kamiennym
wznosi most 

konik polny wnosi skrzypce
polnej myszy koncert
będzie grać 

pieśń
o starym raju

            xxx

nie staję do spowiedzi
w oczach mrowie
księgozbiór luster
setek mych lat

odbiłem słowo jak piłkę
teraz wsparty o balustradę światła
szczękościsk mam

             xxx

zegar leniwie kuśtyka - lezie 

pokrzywo dnia
batem nadziei smagaj go 

wyschła miłość
odpaść nie musi

             xxx 

co ukrywasz
za popękanym okularów szkłem 

zachlapana deszczem kapliczka
przydrożna
szelestem suchych liści
pyta
zamyślonego wędrowca

 

Powielanie, wykorzystywanie i kopiowanie treści zawartych na tej stronie bez zezwolenia autora jest zabronione